piątek, 22 kwietnia 2011


Regine Pernoud Kobieta w czasach katedr

Od czasu, gdy pracowałam nad książką poświęconą burżuazji francuskiej (...) narzuciło mi się następujące spostrzeżenie: miejsce, jakie zajmowała kobieta w społeczeństwie, malało w miarę, jak rosła i umacniała się potęga burżuazji. To spostrzeżenie sprawiło, że słynna francuska mediewistka zjęła się pozycją kobiety, w latach wcześniejszych, w średniowieczu. Według Autorki, we wczesnym średniowieczu pozycja kobiety była tak wysoka, jak nigdy wcześniej, ani później, aż do emancypacji w XX wieku.
Do tak znaczącego wzrostu znaczenia płci pięknej doprowadziła, zdaniem Autorki, religia chrześcijańska. Nowy Testament jednoznacznie mówi o równości między płciami i szacunku obojga małżonków dla siebie. Odejście od prawa rzymskiego, które niemal nie zauważało kobiety, również odegrało tutaj ważną rolę.
Regine Pernoud przytacza wiele przykładów na poparcie swej hipotezy. Są to przede wszystkim zakonnice - imiona niektórych, ja świętej Gertrudy, znane były w całym chrześcijańskim świecie; jeszcze inne były kopistkami, tłumavczkami, zakładały szpitale i zajmowały się dobroczynnością. Wyróżniały się jednak nie tylko osoby duchowne - Autorka przypomina postać Dhuody, która stworzyła pierwowzór nowoczesnego podręcznika wychowywania dzieci, a także wiele królowych i księżniczek, które posiadały realną władze polityczną i świetnie wykonywały swoje obowiązki władcy. Wspomniane są tutaj królowa Alienor (skądinąd chyba ulubienica Autorki), jej córki, wnuczka - królowa Blanka, które odgrały wpływ na kształtowanie się dwornej kultury rycerskiej; Adela, córka Wilhelma Zdobywcy; Anna, żona Henryka I, czy słynne skandalistki, jak Bertrada z Montfort. Warto też pamiętać o tym, że w słynnym sporze o inwestyturę (Canossa) znaczącą rolę odegrały kobiety - cesarzowa Agnieszka i Matylda toskańska - choć próżno szukać o tym informacji w szkolnych podręcznikach. Co ciekawe też, na początku XIII wieku w Belgii niemal wszystkie księstwa były rządzone przez kobiety. Panie odgrywały ważną rolę nie tylko w "wyższych sferach", ale także wśród ludu - w rejestrze podatników z 1297 roku jest wymienionych około 150 nazw zawodów żeńskich. Pod koniec średniowiecza ważną rolę odegrała dziewczyna ze wsi, Joanna d'Arc, słynną osobą była także pochodząca z warstwy mieszcańskiej święta Katarzyna ze Sieny.
Sytuacja kobiet znacząco pogorszyła się wraz z skształtowaniem się warstwy bogatego mieszczaństwa. Zarysowała się tam znacząca różnica między statusem mężczyzny a kobiety, co pogłębiło odkrycie prawodawstwa rzymskiego, zdecydowanie bardziej korzystnego dla kupców niż prawo feudalne, wywodzące się ze środowiska wiejskiego. Negatywną rolę odegrało też powstanie uniwersytetów, które od samego początku były środowiskiem męskim.
Gorąco polecam. Książka nie jest duża objętościowo, ale zawiera mnóstwo informacji. Nie spodziewałam się, że we wczesnym średniowieczu kobiety cieszyły się takim zakresem swobody i prawami politycznymi. Zachęcam do przeczytania. Zresztą wszystkie książki Regine Pernoud sa warte uwagi - biografie Alienor z Akwitanii czy Blanki Kastylijskiej również są wciągające, napisane z dużą dozą wrażliwości i z pasją.




środa, 2 marca 2011


Matthew Pearl Klub Dantego
Bardzo smakowity kryminał z najwyższej półki. XIXwieczny Boston, grono przyjaciół - profesorów uniwersytetu tłumaczy Boską Komedię Dantego. Ich praca nie spotyka się z uznaniem, konserwatywne władze nie chcą wprowadzać "na swój teren" dzieła nieznglosaskiego i papistowskiego. Uczeni są szykanowani, ale nic nie jest w stanie odsunąć ich od Dantego.
Wtedy miastem wstrząsa seria brutalnych zbrodni. Giną prominentni obywatele miasta, a przed śmiercią zadawane im są takie same tortury, jakie Dante każe cierpieć grzesznikom w piekle. Rychło okazuje się, że mordercę coś łączy z naukowcami, którzy mogą liczyć tylko na siebie i na Nicolasa Reya, pierwszego czarnoskórego policjanta w Bostonie.
Ta ciekawa książka prezentuje obraz życia XIXwiecznego Bostonu, który brzmi całkiem wiarygodnia - jest to epoka dżentelmenów, uczonych darzonych estymą, ale i nietolerancji - dopiero wszedł w życie zakaz niewolnictwa, a także poszukiwania swojego miejsca w świecie, zmienionym przez wojnę secesyjną.
Co interesujące, wszystkie pierwszoplanowe postacie żyły naprawdę (oprócz Nicolasa). Problemy z wydaniem Dantego w USA również są prawdziwe.
Myślę, że książka jak najbardziej może zachęcić do przeczytania arcydzieła Dantego. I naszła mnie jeszcze jedna refleksja: jeden z bohaterów, słynny poeta Longfellow jest powszechnie rozpoznawany, szanowany, zasypywany listami od fanów. Aż trudno uwierzyć, że były kiedyś czasy, gdy poeci byli takimi - mówiąc językiem współczesnym - celebrytami. Dziś tę rolę przejęły gwiazdy ekranu, i nic dziwnego, oni również dostarczają nam rozrywki, tak jak niegdyś poezja. Mimo wszystko za celebrytów uchodzą dziś osoby, które niewiele sobą reprezentują. Ach, gdzie te czasy, kiedy ludzie wielbili poetów...
Autor napisał też "Cień Poego", nie zdążyłam go doczytać do końca, ale postaram się to nadrobić.

niedziela, 19 grudnia 2010








     Anne McCaffrey
       Jeźdźcy smoków


Czyli jedna z pozycji na mojej długiej liście książek do przeczytania. Bez wątpienia znana największym fanom fantastyki, w końcu to chyba jedna z najpopularniejszych książek tego gatunku.
Akcja dzieje się na innej planecie, co nie zmienia faktu, że wiele rzeczy kojarzy się ze średniowieczem. Co 200 lat do Pernu zbliża się czerwona planeta, z której spadają zabójcze Nici. Tylko smoki potrafią z nimi walczyć. Tymi nadzwyczaj inteligentnymi stworzeniami opiekują się Jeźdźcy, którzy cieszą się ogromnym prestiżem w społeczeństwie. Przynajmniej tak było kiedyś. Teraz smoków jest coraz mniej, ostatnie Nici spadły 400 lat temu i ludzie zaczęli zapominać o niebezpieczeństwie, zajęli się za to udziałem w licznych wojnach. Główna bohaterka, Lessa, to zuchwała i inteligentna piękność, która zostaje opiekunką Ramoth, królowej smoków, a przez to sama staje się królową jeźdźców. Wychodzi za mąż za F'lara, syna poprzedniego władcy, który jako jedyny zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa wiszącego nad całym Pernem. Oboje z Lessą, mimo początkowych animozji (choć w tym przypadku kto się czubi ten się lubi), muszą współpracować dla dobra całej planety.
Przy wypożyczaniu zdziwiła mnie nieielka objętość ksiażki, zaraz potem liczba części (16!), a po przeczytaniu, niestety, fakt, że niespecjalnie mi się spodobała.
Na plus można zaliczyć pomysłowość Autorki - świat przedstawiony jest pełen szczegółów z historii, polityki, itd. Niekiedy nawet Autorka podaje tych informacji za dużo naraz, co może trochę przytłaczać. Trochę szkoda, że kobiety (oprócz Lessy) są tylko zabawkami w rękach mężczyzn. Po Autorce - kobiecie można by spodziewać się czegoś innego. Ale największym minusem są bohaterowie. Lessa ma niemal same zalety, co często jest podkreślane przez porównywanie jej do poprzedniej, nieudolnej królowej. Uwielbia rządzić i co chwilę musi się gdzieś wepchnąć. Gdyby książka była nico gorsza, zaryzykowałabym stwierdzenie, że Lessa ma sporo wspólnego z Mary Sue. F'lar z kolei jest zimny, arogancki i czerpie satysfakcje z wkurzania Lessy. Jak dla mnie, obydwoje są odpychający, a niestety, bohaterów uważam za podstawę każdej opowieści, tuż obok fabuły.
Dam jednak szansę tej książce. Może w kolejnej części wszystko rozwija się w lepszym kierunku? Poczytam i wtedy wydam opinię, mam nadzieję, że bardziej pozytywną.







Borys Akunin
Pelagia i biały buldog


Przyznaję, że niewiele miałam do czynienia z literaturą rosyjską. Niedawno, podczas pobytu w bibliotece, znalazłam tę oto książkę. Napis "kryminał prowincjonalny" na okładce prezentował się całkiem smacznie, więc postanowiłam spróbować :)
Zaczyna się całkiem ciekawie. Poznajemy biskupa Mitrofaniusza, dostojną i znaczącą personę. Otrzymuje on list od swej ciotki - zapalonej hodowczyni buldogów, z prośbą o pomoc. Ktoś truje jej psy, citka obawia się też o własne życie. Władyka wysyła na miejsce zaufaną zakonnicę, roztrzepaną Pelagię, która jest mistrzynią w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Tymczasem Mitrofaniusz musi stoczyć walkę z okrutnym urzędnikiem, Bubiencowem, wysłannikiem Świętego Synodu...
Fabuła zapowiada się więc interesująco, ale potem coś się dzieje. Nie wiem jak i dlaczego, ale intryga zaczyna trochę się rozmywać. Raził mnie też styl autora, bardzo rozwlekły i przesadnie żartobliwy.
Nie mogłam uniknąć porównania z książkami Królowej, Agathy Christie. Wiele z nich to także kryminały prowincjonalne, ale napisane moim zdaniem znacznie lepiej, językiem jasnym, zwięzłym, nie budzącym znużenia u czytelnika.
Mimo tych sporych zastrzeżeń, zakończenie książki zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Nie będę zdradzać szczegółów, ale wszelkie tajemnice zostaną rozwikłane w dość nietypowych okolicznościach. Zakończenie jest też wstępem do kolejnej części cyklu - "Pelagia i czarny mnich". Ze względu na zakończenie i na to, że główni bohaterowie wzbudzili moją sympatię, sięgnę po kolejną część i zobaczę, czy moje zdanie się zmieni.

czwartek, 2 grudnia 2010










Robin Hobb
Czarodziejski statek


Pierwsza część trylogii Kupcy i ich żywostatki, której akcja dzieje się w Mieście Wolnego Handlu i na na morzach. Miasto jest zamieszkane przez kupiecką arystokrację, właścicieli niezwykłych statków, które po śmierci trzeciego przedstawiciela danej rodziny zostają ożywione.
Główna bohaterka, Althea, spędziła dzieciństwo na "Vivacii" i marzyła, że kiedyś zostanie jej właścicielką. Los spłatał jej jednak figla. Teraz Althea musi znaleźć swoje miejsce w życiu i odzyskać statek.
Mamy tu całą galerię interesujących postaci. Uważam, że główną siłą książki niemal zawsze są bohaterowie, muszą być tacy, żeby czytelnik zafascynował się ich losami i z przejeciem zgłębiał ich historię. Robin Hobb udało się wykreować właśnie takie postaci. Buntownicza Althea, dumny Arogant, młody kapłan Prawy, Bystry, pirat pozbawiony uczuć, wszyscy przedstawiciele skłóconej rodziny Vestritów - każdy z nich jest ciekawym bohaterem. No i jest jeszcze statek "Vivacia", sympatyczny, lecz o niepokojąco niezależnym charakterze.
Sporo w tej książce emocji, akcji - w Mieście nie dzieje się najlepiej, a kryzys sprawia, że kupcy zaczynają handlować niewolnikami, co wcześniej było zabronione. Ambitny i okrutny pirat nie cofnie się przed niczym, by zostać królem. Jest tu też sporo magii - są ożywione statki, tajemnicze, rybopodobne istoty znające przyszłość i plaża, na którą morze wyrzuca przedmioty z innego świata.
Znakomita książka. Nie czytałam kolejnych części, Szalonego statku i Staku Przeznaczenia, ale sądzę, że ta trylogia jest słusznie uważana za jeden z najlepszych cykli fantasy.

środa, 1 grudnia 2010








Helen Fielding
Rozbuchana wyobraźnia Olivii Joules


Wahałam się, czy sięgnąć po tę książkę. Nie jestem szczególną miłośniczką współczesnej literatury dla kobiet, a do tego opis z tyłu okładki brzmiał, jak dla mnie, średnio zachęcająco. Przez pamięć na ubaw, jaki miałam przy czytaniu Bridget Jones, sięgnęłam po Olivię i cóż... rozczarowałam się.
Główna bohaterka to żywiołowa dziennikarka z bujną wyobraźnią. Na przyjęciu poznaje Osamę bin Ladena, a przynajmniej tak początkowo jej się wydaje. To przypadkowe poznanie prowadzi ją w sam środek międzynarodowej afery szpiegowskiej, w której sprytna panna Joules odgrywa rolę uwodzicielki, a jej umiejętność wychodzenia bez szwanku z trudnych sytuacji przewyższa nawet umiejętności Jamesa Bonda. Rzecz jasna, mamy tam też romansowy wątek z udziałem tajemniczego przystojniaka oraz mocne zakończenie.
Podoba mi się optymizm Olivii i jej zbiór rad, które są bardzo sensowne. Plusem jest też to, że Autorka wyraźnie wypowiada się przeciwko jakimkolwiek działaniom wojennym. I w sumie to wszystko, co mi się podobało. Owszem, dobrze, że Autorka próbowała się sprawdzić w czymś innym, a nie pisała kolejnych części Bridget Jones. Ale uważam, że połączenie trudnego tematu (zagrożenia atakiem terrorystycznym) z komediową fabułą wyszło przeciętnie. Ani śmiesznie, ani strasznie, co najwyżej chaotycznie. Niektóre sceny, zwłaszcza ta w jaskiniach pod wodą i końcówka są zanadto rozciągnięte, natomiast bohaterowie są niespecjalnie interesujący.
Książkę da sie przeczytać z braku lepszej pozycji, ale zapomina się o niej zaraz po odłożeniu. W przeciwieństwie do Bridget Jones, którą chętnie sobie kiedyś odświeżę.

poniedziałek, 29 listopada 2010









Marzena Filipczak
Jadę sobie. Poradnik dla podróżujących kobiet


Ksiażka jest zbiorem zapisków z półrocznej podróży Autorki po Azji, a dokłądniej - Indiach, Tajlandii, Malezji, Kambodży i Wietnamu. Autorka podróżowała samotnie, co często bywało przyczyną nieprzyjemnych sytuacji, choć potrafiła o siebie zadbać. W jej notatkach widzimy świat oglądany na ogół przez okna najróżniejszych środków lokomocji. Druga część to poradnik przede wszytkim dla samotnych podróżniczek, choć nie tylko. Poradnik ten to zdecydowanie najlepsza część książki i Autorce należy się wielka pochwała za podzielenie się informacjami na temat przygotowania do podróży. Początkujący podróżnik znajdzie tu podstawowe informacje o transporcie, szczepieniach, bezpieczeństwie, targowaniu się itd. Autorzy książek podróżniczych rzadko zdarzają kulisy swoich wypraw, informacje o stronie finansowej, wieć takie praktyczne rady to prawdziwa gratka.
Natomiast część dotycząca samej podróży - cóż, uwielbiam opisy dalekich (i bliskich też) wypraw, więc i ten połknęłam z przyjemnością, ale nie spodobało mi się kilka rzeczy. Autorka pisze głównie o przemieszczaniu się, większosć jej relacji to informacje o podróży środkami transportu i w pewnym momencie może to nużyć. Zgadzam się też ze zdaniem innej blogerki, która napisała, że podróż ta wydaje się być przede wszystkim męczarnią. Też odniosłam wrażenie, że z tych wszystkich opisów podróży przebija sporo zmęczenia, irytacji z powodu nieciekawych warunków i nachalnych ludzi, niepokoju o miejsce noclegu. Zapewne te odczucia często towarzyszyły Autorce, ale czytanie o tym nie jest najprzyjemniejsze dla czytelnika. Do tego trochę przeszkadzał mi potoczny język.
Mimo wszystko, warto przeczytać dla ciekawostek z tego rejonu świata, kolorowych zdjęć, a zwłaszcza poradnika.